emilus143 |
Gaduła |
|
|
Dołączył: 08 Maj 2009 |
Posty: 226 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
|
|
Dziś miałem przewalone.
Wstałem około południa (troche dlugo), zjadłem coś i wziąłem się za polerkę Cezety. Około 17 przychodzi do mnie sąsiad i mówi że musimy jechać na sąsiednią wieś bo ma do odebrania motor od mechanika. Mówię że to niemożliwe bo nie mam beny, jednak okazało się że kolega posiada znaczne ilości wahy, więc zgodziłem sie, tylko że musiałem przykręcić tłumik i zjesc coś. Zrobiłem te czynnosi, zrobiłem mieszankę i go próbnie odpaliłem. Ładnie z pierwszego zacykał. Mówię sąsiadowi że skocze jeszcze po kask i możemy ruszać. Idąc po niego pomyslalem sobie ze zawsze jak mam kask to cos se zlego dzieje z motorem, ale nic, nalozylem go. Podpompowalem benzyny, kope go a ten nic. Patrze na kontrolke a ta ledwo co swieci. Mysle sobie - trzeba pchnac bo akumulator wykonczony. Na ulice, rozpedzilem sie, wbilem 1 i nic, nie osioagnal obrotow zeby sie na pradnice przelaczyc. Probuje jeszcze raz, i nic z tego. Wołam sąsiada zeby pomogl bo 350 samemu pchac to dosc znaczny wysilek. Pchamy raz drugi, nic. Ja juz mocno zdyszany, ledwo co idący popchnelem ja do domu. Ostatkami sil ja postawilem i od razu na lawke zeby sie polozyc, bo o malo co bym nie zemdlal. Bylem taki zdydzany, ze momentami ksztusilem sie - pierwszy raz takie cos mialem. Odpoczelem troche. Mama mnie woła- weź przynies worki z wapnem bo budowlance potrzebują. Ja na to -jestem bardzo zmeczony nie mogę.
Okazalo sie ze musze je zaniesc bo im natychmiast potrzebne. Mama wziela dwa (lzejsze) ja drugie dwa i ide. Chce polozyc worek a tu sie nie da - palcy nie moge rozluznic. Czulem straszny bol i prubuje je odcisnac- wszystko na nic. Wolam mame- wez mi rozmasuj reke bo mi sie cos w miesnie stalo. Po 5 minutach puscila. Mowie do sasiada, ty jedziesz bo ja z taka reka nie moge, bo jeszcze mi zlapie reke na gazie i nie bede mogl puscic.
Wlaczylem zaplon, kopnelem i wyadla tylko jeden dzwiek - pyr. Koniec, trzeba nabic go. Ale mialem w zanadrzu jeszcze jeden aku, podpielem go, i zacykala z pierwszego, Wolam sasiada- jedziemy!!
Wyjechalismy i pod koniec drogi cz stracila moc i nie chiciala jechac. Dojechalismy jakos do jego domu, pukamy i okazuje sie ze nie ma goscia, jest sto metrow dalej u innego mechanika. Mysle - podjedziemy. Kopę CZ a tu nic, nie chce gadać. Jezus Maria- co znowu. Okazalo sie ze bezpiecznik wypadl od akumulatora i masa sie odpiela. Sklecilem to na szybko, odpalilem ją. Trudno bylo ruszyc bo miala strasznego mula, wogole mocy. Zajechalismy, przywitalismy sie i okazalo sie ze motor jeszcze nie zrobiony- przejazdzka na darmo. Dobra, teraz trzeba cos z cz zrobic bo ma mula. Dekiel od zaplonu zdjety i patrzymy co nie tak, wszystko w porzadku. Patrzymy dalej, świece. Okazalo sie ze ze prawy gar nie chodzil. Pierwsze co na mysl to cewka W/N. Wszystko z nimi w porządku, znow spogladamy w platynki i okazalo sie ze blaszka nie stykala z platynka i nie przewodziła prądu. Przerwe przy okazji ustawilismy, ładnie cykala, mowie do sąsiada - jedziemy. Założyłem kask i ją kpię, a tu nic. Patrzę kontrolki sie nie swiecą. Od razu na myls przyszlo mi że bezpiecznika nie ma i moglo sie odlaczyc. Pytam sie mechanika czy nie ma bezpiecznika cylindrycznego, on na to ze nie ma. No to mysle sobie sklece to jakos, moze dojedziemy. Wsiadam na motor, od razu po ustawieniu przerwy odczulem wyrazny przyrost mocy, mysle elegancko, chociaz tyle. Sasiad wsiadl bo wczesniej nakrecalem. Swiatelka wlaczylem i w dorge. Jedziemy jedziemy a ta mi na wolnych gasnie - pomyslalem ze odpiela sie ta prowizora kolo akumulatora. Jakos dojechalismy do domu, i juz nawet nie zagladalem do srodka tylko od razu do chaty. Koniec historii, gówniany dzień. |
|